Grzegorz Wojciechowski

 

Dzieci Ikara

 

   Już od początku naszej cywilizacji człowiek z ciekawością spoglądał w niebo i z zazdrością patrzył na ptaki. Pierwsza myślą jaka nasuwała się, pragnącym zdobyć przestworza, było naśladowanie ptasiego lotu i upodobnienie się do tych zwierząt. Motyw ten znamy już z z mitologii greckiej, opowieść o Ikarze i Dedalu rozpalała przez stulecia wyobraźnię wielu śmiałków.

    Nic przeto dziwnego, że pojawili się naśladowcy mitycznego lotnika; ci którzy starali się wznieść z ziemi przy pomocy skonstruowanych przez siebie skrzydeł, nie odrywali się niestety od niej; ci którzy postanowili skakać ze skrzydłami z góry, by nabrać nośności, kończyli w najlepszym razie w szpitalu, a wielu i na cmentarzu ginąc śmiercią lotnika.



   W roku 1680 Neapolitańczyk o nazwisku Borelli odkrył i udowodnił, że siła mięśni ptaków jest wielokrotnie większa od siły mięśni człowieka, dlatego człowiek nie jest w stanie, wznieść się w powietrze przy pomocy skonstruowanych przez siebie skrzydeł. Równo sto lat po tym odkryciu dwaj fizycy Condorcet i Monge porównali ciężar ptaka do powierzchni jego skrzydeł. Z ich wyliczeń wynikało, że skrzydła człowieka powinny mieć 30 000 – 40 000 stóp kwadratowych powierzchni, aby można było przy ich pomocy latać. Było to niemożliwe, stało się więc jasne, iż trzeba szukać innych rozwiązań technicznych, aby człowiek mógł zrealizować swoje wielkie marzenie.

Dalej w kwartalniku STADJON


 

Grzegorz  Wojciechowski

 

Więc  idziemy do gwiazd * ( cz. I )

 

      Panuje powszechne przekonanie, iż pierwszym polskim lotnikiem był Imć Twardowski, który bieżał był na skutek ogólnie znanych okoliczności, aż na Księżyc, zwany wówczas z polska Miesiącem. Znane są również loty pewnych niewiast, które przy pomocy prostych urządzeń domowych, przeznaczonych do zamiatania, odbywały loty na Babią Górę w Beskidach. Niektórzy mówią, że i w naszych czasach jest wiele kobiet, które tego procederu nie zaniechało, sam znam taką jedną... ale nie będę o niej pisał.

      Niemniej jednak, całkiem prawdopodobne jest, iż pewien polski szlachcic z Podlasia, nijaki Łukasz Piotrowski, jako pierwszy z Polaków, oderwał się od ziemi przy pomocy skonstruowanego przez siebie urządzenia. Było to ponoć w roku 1636 w Krakowie na przedmieściu zwanym Retoryką, wówczas to rzeczony Piotrowski „na teatrum przez dach przeleciał i po odprawionej scenie z powrotem na swoje odleciał miejsce”. Nie wiemy nic więcej o tej sprawie i o urządzeniu przy pomocy, którego nasz rodak odbył ten lot.




     Prawdziwe zainteresowanie lotami aerostatów, czyli urządzeń lżejszych od powietrza, nastąpiło na fali francuskiego Oświecenia. To właśnie z Francji przyszła moda na loty balonów.

      Rok 1784 zaowocował w Polsce całym szeregiem prób, i to udanych, balonów konstrukcji polskich uczonych. Aerostaty puszczano w Warszawie i Krakowie, ale także we Lwowie, Pińczowie, Kamieńcu Podolskim i Puławach. Były to jednak loty, które dziś nazwalibyśmy „bezzałogowymi”.

Czytaj dalej w kwartalniku STADJON



 

Grzegorz  Wojciechowski

 

Więc   idziemy do gwiazd ( cz. II )
 

     Jan Potocki znany jest nam głównie jako autor „Pamiętnika znalezionego w Saragossie”, bardziej obeznani z jego życiorysem wiedzą, że był on niezwykle aktywnym podróżnikiem. Odbył wiele peregrynacji po krajach orientu, był między innymi w Turcji, Egipcie, Maroku, Mongolii i na Kaukazie. Jego ambicje w tej dziedzinie były, jednak jak się okazało, znacznie większe, marzył bowiem o odbyciu napowietrznej przygody. Udzielał się również na polu nauki, posiadał własną drukarnię. Te wszystkie dokonania bynajmniej nie były powodem, dla którego nie miano by go uważać, jak pisze współczesny mu Tomkowicz, za „znanego dziwaka”.



     Kiedy w roku 1788 powrócił do Polski, ze swych zagranicznych wojaży, szokował mieszkańców Warszawy przywdziewając „strój polski” czyli zapewne tu chodziło o „ szlachecki kontusz”. Z pobytu w Turcji przywiózł do Polski również służącego - Turka o imieniu Ibrahim, ów zwykł chadzać po Warszawie w stroju tureckim, nosząc za pasem wschodni kindżał. Wzbudzał niemałą sensację, tym bardziej, że był słusznego wzrostu i tuszy, ważył raptem 230 funtów.

     Potocki był świadkiem pierwszego lotu Blancharda  w maju 1789 roku i fakt ten był dla niego istotną inspiracją do działań. To zapewne z jego inicjatywy „ napowietrzny Francuz” pozostał jeszcze przez pewien czas w Warszawie, by pomóc mu w budowie  balonu. Jak dowiadujemy się z dzieła Antoniego Magiera o Warszawie z przełomu XVIII i XIX wieku Jan Potocki mocno zaangażował się nie tylko emocjonalnie, ale i finansowo w to przedsięwzięcie.

    A. Magier pisze o tych przygotowaniach:

    (…) umyślił wystawić znacznym kosztem balon kitajkowy, urządzony sposobem Mongolfiera, z ogromnym w środku budowli piecem blaszanym. Był to śliczny i obszerny aparat fizyczny, opatrzony po bokach dwoma gabinetami do czynienia doświadczeń w czasie takowej podróż. Potocki sprowadził z fabryk zagranicznych, jak utrzymywano z przesadą, 13 000 łokci kitajki różnego koloru gładkiego i mieniącego, wyjąwszy biały i czarny. Osiemnastu czeladników krawieckich wziętych z gospód użyto przez kilka miesięcy do szycia tak obszernego balonu, że zaledwie mieścił się w trzech salach na roścież otwartych w pałacu tegoż pana nr 744 przy ulicy Rymarskiej.”

Dalej w kwartalniku STADJON


Więcej o kwartalniku STADJON dowiesz się wysyłając zapytanie na adres e-mail:


g.wojciechowski.slowo@wp.pl

 



Komentarze








Dodaj komentarz